FLORENCJA
Dziś wymarzona pogoda na zwiedzanie. Temperatura wysoka, ale niebo zachmurzone, więc słońce nie będzie palić.
Wyruszamy w dalszą drogę – kierunek Florencja – stolica Toskani. Od naszego hotelu to odległość 82 km. Podróż autostradą zajęła niespełna godzinę. Najwiecej czasu straciliśmy na znalezienie parkingu. Posłuchaliśmy sie rad, że najlepiej parkować blisko dworca kolejowego a dalej piechotą.
Tak zrobiliśmy, bo po samej Florencji poruszanie się jest jakimś koszmarnym doświadczeniem. Ponadto w samym centrum, tam gdzie najwięcej do zobaczenia i zwiedzania to uliczki wąskie, skuter na skuterze, rower na rowerze, remont za remontem, turysta na turyście. Stanowczo odradzam wjeżdżanie autem do miasta.
Dojście z parkingu do centrum architektury Florencji to około 15 minut drogi. Ale jakie wrażenia dla fotografa. Nie wiedziałam od czego zacząć.
Doszliśmy do głównego punktu naszej wyprawy do Katedry Santa Maria del Fiore.. Temperatura już 33 stopnie. Słońce pali. Ale to wszystko pikuś
Katedra potężna z przecudowną kopułą. Cały obiekt wykonany z marmuru z misternie wręcz koronkową , precyzyjną rękodzilniczą robotą. Zapiera dech tak mocno, że nie chce się ruszyć z miejsca, ale podziwiać każdy centymetr jej powierzchni.
Dla mnie jako fotografa to raj. Jeden dzień to mało. Zakochałam sie w tej budowli, która zresztą była wykorzystana w filmie “Inferno”.
Mój zachwyt jest przeogromny, a czas nas goni. Przed nami Ponte Santa Trinita – Most Trójcy Świetej i Most Zakochanych oraz widoki panoramiczne na miasto. Dużo by pisać. Mosty jak mosty, ale ich widok w panoramie jest przepiękny.
Reasumując. Być w Toskani i nie widzieć Florencji to grzech przeokrutny hehe. Tu trzeba być koniecznie. To trzeba zobaczyć i wrocić. Tak tak… wrócę do Florencji. A potem Wenecja, Mediolan i Rzym.
Kocham Włochy Za ich luz, swobodę bycia i język. Za pogodę, owoce i warzywa, za pyszne wino i smaczne oliwki, za krajobrazy i architekture no i oczywiście za torebki i buty. Ale o tym innym razem.
Nie cierpię za jazdę po drogach i stacje paliw, za męczące skutery ( choć sama bym taki chciała), ciasne uliczki i zaniedbane historyczne obiekty.
Jutro na miejscu w Lido di Camaiore. Cdn.
Yvonne