DZIEŃ PIERWSZY W LIDO…
Podróż była długa. Trwała około 26 godzin samochodem. Długo nie dlatego, że aż tak potwornie daleko, ale dlatego że robilśmy wiele postojów i tych króciutkich na toalete, rozprostowanie kości i tych dłuższych na posilek czy sen. Jadąc z dziećmi trzeba brać uwage, że lekko nie będzie. Dzieci przecież się nudzą. W każdym razie udało sie przebyć drogę 1500 km bezboleśnie właśnie tym postojom. Temperatura podczas podróży istnie afrykańska, dlatego klimatyzacja i przyciemniane szyby to podstawa oraz dużo, dużo wody. W Lido di Camaiore byliśmy ok 10.00 dnia wczorajszego. Zakwaterunek, kąpiel, posiłek i sen. Conajmniej 4 godziny dodatkowego snu po długiej podróży . Następnie małe zakupy spożywcze i wycieczka po miasteczku. Uuuuu przyznać trzeba kurort nie tani. Poziom wysoki. Takie włoskie Cannes. Hotel na hotelu, sklepik na sklepiku. Basen przy basenie a wszystko wzdłuż wybrzeża morskiego. Ludzi jak na lekarstwo. Wszyscy pochowali się przed temperatuą. A my, jak to my musieliśmy sprawdzić temperaturze i głębokość wody w morzu Liguryjskim hehe. Cieplutkie, turkusowo-błękitne morze z jednej strony a z drugiej wysokie góry. Piękny widok zwłaszcza z wysokiego molo Lido di Camaiore i też naszego balkonu hotelowego. A w hotelu spokój, chłodno i przyjemnie. Czekało na nas jakuzi, basen i fitness. Niestety na pierwszy dzień po podróży siły na to nie było. Dzisiaj będzię lepiej…..